nie do wiary powrót

Fake news nie musi być prawdziwy. Ważne, by był prawdopodobny i szkodził, komu trzeba. powrót. Nowy numer 35/2023 Archiwum. nasze media; Kontakt; Wybierz Radość wiary. ISBN: 978-83-7797-099-7. wyd .: Edycja Świętego Pawła, www .: www.edycja.pl 2012. Czerpiąc z wielkiego bogactwa nauczania papieża Benedykta XVI zawartego w dokumentach, katechezach i przemówieniach, książka Radość wiary podejmuje zagadnienia wyrażone w najważniejszych prawdach wiary zawartych w Credo i stanowiących Nie do wiary Lyrics. [Verse 1: Borixon] Wkręcam się w nową muzykę, która dla mnie jest jak narkotyk. Czuję kolejny miły bodziec, kiedy podsyłasz mi nowe jointy. Hipnotyzuję ludzi tematem Wypadek był momentem zwrotnym, był sposobnością aby się przemienić. Otrzymaliśmy łaskę powrotu do wiary i nawróciliśmy się, dlatego pojmowanie wolność przed i po wypadku diametralnie się różni. Jeśli żyło się w grzeszności - nawrócenie polega na tym, że człowiek odwraca się od dotychczasowego życia. To proces, który nie do wiary (not comparable) unbelievable (surprising, astonishing, improbable) Interjection [edit] nie do wiary as I live and breathe!, I declare! (used to express surprise at something one is witnessing) Synonyms: nie może być, wierzyć się nie chce; Derived terms [edit] Je Cherche Un Site De Rencontre 100 Gratuit. Agnieszka Kaczorowska, która kilka tygodni temu urodziła drugą córkę, opublikowała na Instagramie długi wpis dotyczący zmian w jej życiu. Aktorka i tancerka wspomniała w nim swój powrót do domu po porodzie, a także zachowanie starszej pociechy względem nowych okoliczności. Gest małej Emilki rozczula! Agnieszka Kaczorowska – mąż, dzieci Agnieszka Kaczorowska-Pela to aktorka, która skradła serca widzów telenoweli: „Klan”. Jako serialowa Bożena pojawia się na szklanym ekranie niemal od samego początku trwania produkcji, czyli już od ponad dwudziestu lat! Pani Agnieszka przygodę z telewizją umiejętnie łączyła także z realizowaniem swojej pasji, jaką jest taniec – pojawiła się nawet w kilku edycjach programu: „Dancing With the Stars. Taniec z Gwiazdami”, gdzie występowała w roli trenerki. Prywatnie Agnieszka Kaczorowska jest w szczęśliwym związku z tancerzem: Maciejem Pelą, z którym wychowuje dwójkę dzieci: w 2019 roku aktorka urodziła pierwszą córkę – Emilię, a niedawno do ich rodziny dołączyła także kolejna dziewczynka – Gabrysia. Z miłości i w imię miłości! Trzymam w rękach kolejny CUD ŻYCIA! To było coś niesamowitego i błyskawicznego! Za mną kompletnie inny poród niż 2 lata temu… taki wymarzony, upragniony. Taki poród, po którym czuję się heroską! – pisała końcem lipca szczęśliwa aktorka. Agnieszka Kaczorowska urodziła! Aktorka znana między innymi z serialu "Klan" powitała na świecie drugą córkę! Szczęśliwa mama opublikowała na swoim instagramowym profilu zdjęcia ze szpitala: "Trzymam w rękach kolejny cud życia". Agnieszka Kaczorowska przeżywa wyjątkowe, rodzinne chwile, niezmiennie pozostając w kontakcie z internautami śledzącymi jej poczynania w sieci. Niedawno na Instagramie mama dwóch córeczek opowiedziała, jak Emilka zareagowała na obecność w domu młodszej siostry. Okazało się, że początki nie były łatwe. Emilkę przygotowywaliśmy praktycznie cały okres ciąży. Nie byłam jednak pewna, jak to będzie rzeczywiście, jak Gabi do nas dołączy… tego obawiałam się chyba najbardziej. Po przyjeździe ze szpitala pojawiło się przede wszystkim szczęście, że widzi mamę… Po 3 dniach osobno zrodziła się tak ogromna tęsknota, że nie mogłyśmy się od siebie odkleić. I to było bardzo wzruszające. Emisia od razu dotknęła mój brzuch i powiedziała „tam nie ma Gabi”, ale przez ponad godzinę nie chciała podejść do Maluszka. Ok - nic na siłę (…) – relacjonowała tancerka. Agnieszka Kaczorowska na Instagramie W swoich dalszych słowach Agnieszka Kaczorowska przyznała, iż po pewnym czasie sytuacja między siostrami uległa zdecydowanej poprawie: I nagle coś zaskoczyło. Podeszła, dotknęła stópek, rączek, uśmiechnęła się szczerze i zaczęła skakać ze szczęścia. Poczuła, że wreszcie jesteśmy wszyscy razem w domu. Z każdym kolejnym dniem układała sobie wszystko w głowie, mając naszą pełną uwagę. Cały czas staramy się poświęcać Emi o wiele więcej czasu, dużo rozmawiamy, obserwujemy, słuchamy… I każdego dnia jesteśmy mega dumni, jaką mądrość ma w sobie ta mała istota. Aktorka zdradziła również, iż zyskała nawet uroczą pomoc w opiece nad młodszą pociechą! Jest niesamowicie zafascynowana Gabinią (jak z resztą sama najczęściej na nią mówi). Przytula, całuje, głaszcze… teraz to nawet pomaga zmieniać pieluchę (…). Z początku wyzwaniem był dla niej głośny płacz Gabi, była przestraszona. Teraz już się przyzwyczaiła. Z każdym dniem odważa się na coraz więcej… ale najbardziej rozczula mnie gdy podchodzi do łóżeczka kiedy ja teoretycznie nie patrzę i zaczyna rozmawiać ze swoją młodszą siostrą (…). Zarówno wpis Agnieszki Kaczorowskiej na temat „siły sióstr”, jak i ilustracja w postaci rodzinnej fotografii, trafiły prosto w serca internautów, którzy zapełnili sekcję komentarzy: Najbardziej wzrusza Twój spojrzenie pełne miłości, jest moc, Bardzo pięknie p. Agnieszko mówi pani o swoich pociechach! One tak szybko urosną, że trzeba łapać każdą chwilę! (…), Wzruszyłam się bardzo, aż łezka w oku się pojawiła, takie momenty rozczulają mocno, mała istotka kochana (…), Cudowne zdjęcie i piękne chwile. Agnieszka Kaczorowska należy do grona szczęśliwych gwiazd, które w ostatnim czasie zostały mamami! Narodziny pociech świętowały niedawno również Agnieszka Włodarczyk, Aleksandra Szwed, Klaudia Halejcio i Zofia Zborowska. Klaudia Halejcio od nieco ponad dwóch miesięcy sprawdza się w nowej roli - mamy! Aktorka początkiem czerwca urodziła córkę, która otrzymała imię Nel. Teraz piękna gwiazda pokazała... Powrót Donalda Tuska wzbudza wiele emocji. Na skomentowanie takiego scenariusza pokusił się Franciszek Sterczewski, który na początku maja miał na swoim Twitterze zamieścić post, w którym jasno stwierdził, jak był premier mógłby pomóc. Według niego, Donald Tusk mógłby wykorzystać swoje doświadczenie przy wspieraniu partii, a przy kolejnych wyborach miałby się zająć raczej rozdawaniem ulotek, niż rozdawaniem kart. Wypowiedź wzburzyła Iwonę Śledzińską-Katarasińską, posłankę Platformy Obywatelskiej z Łodzi. - Zdaniem posła Franciszka Starczewskiego Donald Tusk ma wrócić aby rozdawać ulotki... Gratuluję poznańskiej Platformie wyboru kandydatów na listy wyborcze. Drogi Franku, mam wrażenie że jesteś młodszy niż myślałam - odpowiedziała młodszemu koledze. Sterczewski postanowił odnieść się do słów posłanki. - Czy twierdzisz że pan premier nie poradziłby sobie z rozdawaniem ulotek? Myślę że to niesprawiedliwa ocena. Wierzę szczerze, Donald Tusk będzie wsparciem dla KO i opozycji m. in. podczas kampanii i tyle. Ukłon międzypokoleniowy! - stwierdził. Nie przegap: Ostatni moment dla Tuska. Stankiewicz dla "SE": Przeistacza się to w mydlaną operę Dodał też ogólny post, w którym zwraca uwagę, że roznoszenie ulotek nie jest uwłaczające, a młodzi ludzie mają prawo wyrażać swoje zdanie. - Pytania pokoleniowe: ile waży ulotka? Czy wielcy liderzy mogą zniżyć się do jej rozdawania? Komu spadłaby korona od bycia blisko ludzi? Czemu młodzi mają czelność mieć swoje zdanie i chcą być traktowani po partnersku? Dlaczego nie podziwiają rodziców, świętych i wielkich poetów? - napisał na Twitterze. Powrót Donalda Tuska wzbudza wielkie emocje! Wypowiedzi posła KO zbulwersowały także Adriana Tomaszkiewicza, poseł z Platformy Obywatelskiej z Poznania. - Czy Franek zbierał podpisy pod ustawą likwidującą TVPInfo i abonament RTV? Nie widziałem go z nami na ulicach Poznania - odpisał Sterczeskiemu. - Mam prośbę do kolegi posła Franciszka Sterczewskiego. Dzisiaj skup się nie na ulotkach, ale na rocznicy Czerwca 1956. Poznaniakiem jesteś i to jest dzisiaj dla nas najważniejsze. Pozdrawiam Franek! - dodał w kolejnym poście. Zobacz: Tusk wraca? Sakiewicz dla "SE": To nie jest najgorszy scenariusz dla PiS To nie koniec awantury! Sterczewski po raz kolejny postanowił ostro odpowiedzieć koledze. - Stary, dzięki za dobrą radę. Pamiętam i w obchodach uczestniczę, oczywiście. To nie znaczy że czekam na tego typu rozkazy. Ale spoko, próbuj dalej młodych ustawiać w szeregu, tylko nie dziw się że będą potem dezerterować. To taka rada od serca - napisał. Sprawdź: Tusk jest za stary na rządzenie Platformą? "Dla młodych jest dziadersem" - pisze Zalewski. "Seta do śniadania" Sonda Czy wierzysz w powrót tandemu Donald Tusk - Grzegorz Schetyna? Tak Nie Trudno powiedzieć Express Biedrzyckiej - Leszek Miller: Oczekuję, że Tusk zbuduje opozycję totalną Liceum Ogólnokształcące Nr I im. Jana Bażyńskiego w Ostródziekl. II b A ludzie rano okiem zdziwionemSpojrzą na szyby, gdzie kwiaty zaklęteSrebrzą się szczęścia mego słowa święte… Przeczytałam ostatnie słowa wiersza „Zimowy, biały sen” Leopolda Staffa i zamknęłam tomik jego poezji. Tego typu wiersze wyzwalają we mnie różnorakie odczucia i niekoniecznie same pozytywne emocje. Źle mi się kojarzy zima. Zawsze wprowadza w moje życie przygnębienie i senność. Gdy jest zimno, nikt, nie licząc oczywiście mojego psa, nie chce wychodzić z domu, i czuję się wtedy trochę samotna. To w jaki sposób Staff opisuje śnieg, pobudza jednak wyobraźnię. Zdmuchnęłam świeczkę o zapachu pierników, pachnącą bardziej niż szarlotka mamy. Pogłaskałam po pyszczku Dolara, pieska, który przybłąkał się do mojego domu kilka tygodni temu. Razem z rodzicami podejrzewamy, że ktoś pozbył się go, ponieważ zaczął być kłopotliwym świątecznym prezentem. Niedbałym ruchem zrzuciłam z lewej stopy kapeć, który dotychczas uparcie się na niej trzymał. Uniosłam kołdrę i delikatnie wsunęłam się pod nią. Starałam się być jak najciszej, bo była już druga w nocy, a ja nie chciałam przecież nikogo obudzić. Druga, trzecia, trzecia trzydzieści, a ja wciąż nie mogłam zmrużyć oka. Niespokojna wstałam z łóżka i podeszłam do okna w dachu. Otworzyłam je i wychyliłam głowę na zewnątrz. Ku mojemu zdziwieniu zima wyglądała inaczej niż zwykle. Ogromne jabłonie rosnące w sadzie przemiłego sąsiada, pana Nowaka, wyglądały jak sosny. Obsypane śniegiem przypominały pudrowe ciastka, które babcia Ania zawsze przygotowuje na święta. Do moich nozdrzy zaczął też docierać aromatyczny zapach pieczonego indyka. Kojarzył mi się tylko z jednym… z czasem, gdy dowiedziałam się od mojego złośliwego i starszego o całe pięć lat kuzyna Maksa, że ktoś taki jak Święty Mikołaj, nie istnieje. Pamiętam, jaka byłam wtedy zawiedziona… Zamknęłam okno dachowe i pomaszerowałam schodami w dół. Podeszłam do okna w kuchni i odsunęłam firankę. Moim oczom ukazał się dokładnie ten sam widok, który chwilę wcześniej podziwiałam na piętrze. Niewiele myśląc zarzuciłam na siebie kożuch mamy i ciepły szal. Wskoczyłam w kozaki i zawołałam, najciszej jak tylko potrafiłam, Dolara. Ostrożnie wyszłam na dwór. Dolar ewidentnie nie był zachwycony moim pomysłem na nocny spacer, co okazywał przez całą drogę od drzwi do bramki naszego podwórka, ujadając. Świat wyglądał piękniej niż zwykle. Trawa, czy raczej jej pozostałości były pokryte czymś przypominającym pokruszone lodowe cukierki, a płot sąsiadki wyglądał jak czekoladka. Znad oczka wodnego pana Nowaka majestatycznie unosił się dym, który kojarzył mi się z parą kubka różanej herbaty. – Nie do wiary… – powiedziałam do psa, który też wyglądał, jakby nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Podeszłam do zamarzniętego wodnego oczka i przejrzawszy się w lodzie, postanowiłam sprawdzić jego kruchość. Zapukałam delikatnie czubkiem buta w lodową taflę. Lód pękł. Usłyszałam wydobywający się spod niego głośny krzyk, który przyprawiał mnie o dreszcze. Poczułam, jak robi mi się zimno. – Gdy przerażający krzyk ustał, spod pokrywy lodu wyjechały ogromne sanie, na których siedziała piękna kobieta. Ubrana w długie, białe futro, kogoś mi przypominała. Skinęła na mnie głową. Powolnym krokiem podeszłam więc do sań i usiadłam przy niej. Siedzenia były bardzo miękkie. Chciałam, aby ta chwila trwała jak najdłużej. Pani siedząca obok, pogłaskała mnie po głowie i przedstawiła się. Niesamowite… Była to Królowa Lodu! Ta sama, o której czytałam w baśniach wczesnego dzieciństwa. – Jak się Pani tu znalazła? – zapytałam zdziwiona. Pochyliła się ku mnie, jakby chciała mi zdradzić swoją największą tajemnicę, i szepnęła: – Jestem… i przybywam, aby ci przekazać…- mówiła coraz ciszej, podczas, gdy ja krzyczałam coraz głośniej: – Kim? Skąd? Dlaczego? Poczułam czyjąś rękę na plecach. Poderwałam się z łóżka. Tak, z łóżka, nie wiem, jak się tam nagle znalazłam. – Mama? – powiedziałam zaskoczona do mojej rodzicielki, która stała nade mną z kubkiem herbaty. – Wstawaj córciu, śniadanie czeka – powiedziała stawiając kubek na korkowej podkładce. Nie byłam pewna: co było jawą, a co snem. – Jak właściwie znalazłam się w łóżku? Czy tajemnicza Królowa Lodu odwiedziła mnie tylko we śnie? Co chciała mi przekazać? I dlaczego mama obudziła mnie w tak ważnym momencie? Po południu wybrałam się z Dolarem na zwyczajny spacer po mieście, a wracając, wstąpiłam jeszcze do biblioteki. Kocham książki, ale przechodząc obok regału, zupełnie niechcący strąciłam jedną z półki. Szybko schyliłam się, aby ją podnieść. Delikatnie chwyciłam za grzbiet okładki. Mój wzrok przyciągnął duży, złoty napis: „Królowa Śniegu” Hans Christian Andersen. Jak ona się tu znalazła? Uśmiechnęłam się do siebie. W tym momencie z lektury wypadła mała żółta karteczka z napisem: „Można tak się zamknąć w zimie, że nie dostrzeże się wiosny”. Zrozumiałam wszystko… Wiemy, że miłości nie da się nauczyć, miłość trzeba świadczyć. Wierzę, że w tej miłości jesteśmy - mówi Radosław Pazura. Panie Radku, widzę, że ma Pan na ręku różaniec. Nie wstydzi się Pan tak chodzić? Nie mogę wstydzić się tego, co jest najważniejsze. Ten różaniec jest oznaką także tego, że identyfikuję się z wiarą katolicką, że wierzę w Jednego Boga. Wolność… Kiedyś chyba używał Pan w inny sposób swojej wolności? Nasze życie postrzegamy w dwóch etapach: życie przed i po wypadku. Wypadek był momentem zwrotnym, był sposobnością aby się przemienić. Otrzymaliśmy łaskę powrotu do wiary i nawróciliśmy się, dlatego pojmowanie wolność przed i po wypadku diametralnie się różni. Jeśli żyło się w grzeszności - nawrócenie polega na tym, że człowiek odwraca się od dotychczasowego życia. To proces, który w naszym życiu trwa nadal. W Pana przypadku proces nawrócenia rozpoczął się w dość tragicznych okolicznościach… Tak jak powiedziałem, wydarzeniem, które przyczyniło się do nawrócenia był wypadek. Tak naprawdę dzięki niemu zaczęliśmy oceniać co w życiu było niewłaściwe, co powinno nazywać się "dobrem" a co "złem". Teraz wiemy, że bez Pana Boga nie bylibyśmy w stanie nic zrobić. Tylko komunia i relacja z Nim pomaga w udźwignięciu tego wszystkiego. Taką łaskę otrzymaliśmy. Może w trochę niewytłumaczalny sposób… Pan Bóg działa w przedziwny sposób i dopuszcza w naszym życiu różne sytuacje, czasem brutalne, które można wykorzystać do tego, aby się przemienić. My otworzyliśmy się na Jego działanie. Owocami tego był sakrament małżeństwa, narodziny Klary, i wiele innych wydarzeń, które przybliżają nas do Niego. Jechaliście w trójkę, Waldek Goszcz zginął na miejscu. Wam Pan Bóg dał drugą szansę. Można przecież było to zaproszenie Pana Boga do "nowego życia" odrzucić? To, że znalazłem się wtedy w tym samochodzie to był przypadek, ale jak się okazuje - przypadków nie ma… Jest wielką tajemnicą dlaczego Waldek zginał w wypadku, a mnie i mojemu koledze była dana szansa, aby być tutaj, żyć dalej i coś z tym życiem zrobić. Zawsze do wyboru są dwie drogi - można przyjąć łaskę i nawrócić się do Pana Boga, albo odrzucić. W moim przypadku łaska Boża działa do tej pory. A czemu dokonało się to przez śmierć drugiego człowieka? To wielka tajemnica. Wierzę w to, że Waldek jest w niebie. Modliłem się za jego duszę. W którymś roku, w okresie między 1 a 8 listopada ofiarowałem odpust zupełny za jego duszę. Wierzę, że to wszystko było po coś. W moim przypadku - jego ofiara - znaczyła bardzo, bardzo dużo. Wiele światła płynie z naszej wiary, z Ewangelii, szczególnie - znaczenia krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa - Jego cierpienia, Jego męki, Jego zwycięstwa. Pamięta Pan moment wypadku? Podobno byłem przytomny. Pamiętam jednak dopiero moment po przebudzeniu i cały okres dochodzenia do zdrowia. Byłem w śpiączce, sztucznie przytrzymywany przy życiu. Ten czas doskonale pamięta moja żona. Wiem jak bardzo ważne jest to, że ktoś bliski jest przy drugim człowieku, choćby inni mówili, że on nic nie czuje, nic nie wie i tak naprawdę nikogo nie musi koło niego być. Miłość przejawia się także w obecności… Często nie mamy w sobie może takiej siły, czy też - idąc dalej - tak wielkiej miłości, bo do miłości się to wszystko sprowadza, aby trwać przy drugim człowieku, którego się kocha. To jest też sprawdzian miłości. Teraz wiem, mam na to dowód, jaka wielka miłość musiała być w Dorocie. Ona nie wyobrażała sobie życia beze mnie. Stan Pana zdrowia był już krytyczny, ale nagle nastąpiła zmiana… Kiedy Dorota dostała informację od pani doktor, że stan jest bardzo krytyczny i trzeba poinformować najbliższą rodzinę, bo nie wiadomo czy przeżyję, zamknęła się w pomieszczeniu, w którym przez prawie trzy godziny przeprowadziła najprawdopodobniej najprawdziwszą modlitwę swojego życia. Przypomniała sobie, że jest osobą wierzącą, wypowiedziała na głos to wszystko co było w naszym życiu - złego i dobrego. Była rozpacz, lament, bluźnierstwa, obietnice, pretensje - było wszystko. Ponazywała wiele rzeczy po imieniu. Całą rozmowę z Panem Bogiem zakończyła stwierdzeniem, że jeśli to jest taka wola, i ma mnie zabrać - przyjmie to, ale prosi Go o jedno - jeśli tak się stanie, żeby nauczył ją z tym żyć, bo jej się wydaje, że nie będzie umiała. I wtedy dopiero pojechała do domu, wzięła prysznic, poczuła wewnętrzny pokój. Rano obudził ją telefon od pani doktor, która dzień wcześniej poinformowała, że stan jest krytyczny. Telefon był z wiadomością, że jest dobrze. Pani doktor tego nie umiała wytłumaczyć, ale było dobrze. Z perspektywy czasu to wydarzenie oceniamy jako cud. Wiele osób modliło się o Pana powrót do dobrego zdrowia. Odczuwał Pan tę modlitwę? Chcę podkreślić istotę i wagę modlitwy wstawienniczej. Wiem, że wielu ludzi modliło się o moje zdrowie. Żona zamawiała msze św. To wszystko przyniosło niesamowity skutek. Stał się cud! Nie mogliśmy zaprzepaścić tej łaski. Dopiero po moim przebudzeniu, kiedy dochodziłem do siebie Dorota powiedziała mi o tym, co się wydarzyło. Zrobiło to na mnie ogromne wrażenie. Od tej chwili pięknie zaczął działać Pan Bóg, podsyłał różne osoby, książki… Dzięki osobom, które zaczęły się koło nas pojawiać - zaczęliśmy się zbliżać się jeszcze bardziej do Pana Boga. Zaczęliśmy zadawać sobie pytania: Kim jesteśmy? Kim dla nas jest Pan Bóg? W jaki sposób działał Pan Bóg? Na przykład w naszym życiu pojawiły się siostry klaryski, kapucynki. Niby przypadkowo, ale to było ewidentne działanie Pana Boga. Na fizykoterapii była siostra klauzurowa (w regule zakonu jest zapisane kiedy mogą opuszczać klasztor, np. sprawy związane ze zdrowiem). Dowiedziała się w rejestracji, że mieszkam na tej samej ulicy co ona. Podeszła, zapytała czy mogę ją podwieźć. Nie wiedziała, że jestem aktorem. I tak oto zaczęła się nasza znajomość z s. Grażyną. Czyli nie ma Pan żalu do Pana Boga, raczej wdzięczność? Wdzięczność. Wierzę w to, że Panu Bogu na nas zależało. Zaczął uzdrawiać. Miałem bardzo ciężkie obrażenia, w ciągu pół roku doszedłem do zdrowia. To jest kolosalny postęp. Miałem skomplikowane złamanie nogi, rozpatrywano też amputację. Nagle wyszedł facet, który - widzi Pani, normalnie funkcjonuje, jest w dobrej formie - jeżdżę na nartach, pływam, skaczę, biegam, gram w siatkówkę. Za uzdrowieniem duszy, o którą najbardziej chodziło Panu Bogu, szło też uzdrowienie ciała. Przysłowie głosi: W zdrowym ciele - zdrowy duch, a ja mówię: W zdrowym duchu - zdrowe ciało. Kiedy nastąpił ten przełomowy moment zwrócenia się do Pana Boga? Łaska tego wypadku polegała na tym, że zostaliśmy niejako - szczególnie Dorota, postawieni pod murem. Doszło do spiętrzenia wydarzeń i takiego momentu życia każdego z nas, że zwłaszcza Dorota nie miała wyjścia i musiała się zwrócić do Wyższej Instancji. Nagle sobie przypomniała, że jest Ktoś taki jak Bóg. Wierzyła przecież w Kogoś takiego, kto jest ponad wszystkim. Znalazła się w takiej sytuacji, która ją - jako człowieka - przerosła. Nam się ciągle wydaje, że nad wszystkim panujemy, wszystko kontrolujemy, że jesteśmy władcami życia, kierujemy nim. Nic bardziej złudnego. Dorota w tym czasie przeszła jakby szybki kurs prawdy o nas. Znalazła się w sytuacji, kiedy zobaczyła, że naprawdę nic nie jest od nas zależne. Jedynym kierunkiem, w który mogła się zwrócić był Pan Bóg. Jak Pan rozumie miłość? Miłość jest tak wielkim pojęciem, nieograniczonym, że nie sposób go wytłumaczyć. Tak jak nie możemy do końca zrozumieć i wytłumaczyć Pana Boga, który jest Miłością. Miłość jest jakby światłem w nas, które może promieniować, ale trzeba wejść w relację z Panem Bogiem. Bez tego otwarcia na Niego nigdy nie będziemy w stanie choć minimalnie pojąć czym jest miłość naprawdę. Niekiedy błędnie myli się miłość z uczuciem… Uczucie w pewnym momencie się kończy, a prawdziwa miłość nigdy się nie skończy. Uczucie jest częścią miłości, które pojawia się na początku. Nie raz pomaga nam rozeznać czy to jest "ta" osoba. Tak było w naszym przypadku - w pewnym momencie uczucie zaczęło się wypalać, zaczęliśmy się błąkać, zwyciężał egoizm. Każde z nas było niezależne, ale z drugiej strony coś nas do siebie pchało. Brakowało nam odniesienia do Pana Boga. Żyliśmy w iluzji miłości. Przeczytałam kiedyś, że Pan Bóg dopuszcza do nas tylko tyle ile możemy udźwignąć… Pan Bóg dopuszcza do nas różne sytuacje. Pokazuje, że bez Niego zginiemy. I choćby śmierć później przyszła - wierze, ze nie zginę. To wspaniale i pełne tajemnicy w naszej wierze aby nasze życie rozpatrywać w kontekście życia wiecznego. Pan Jezus jest żywy, tylko nie możemy tego pojąć, objąć, bo ciągle jesteśmy w doczesności, w zewnętrzności. Wszystkiego chcemy się dowiedzieć, zrozumieć, dotknąć. Pan Bóg nas zachęca, żeby totalnie wejść w głębię Miłości. Żeby zaufać i zawierzyć - wydaje mi się, że to sens naszej wiary. Święty Jan Paweł II w swoim pontyfikacie zaufał Jezusowi, i zaufał Maryi. Wydaje mi się, że to zaufanie jest najtrudniejsze w naszej wierze. Może właśnie w codziennym pośpiechu zapominamy, że należy troszczyć się także o ducha? Wiele pracy poświęcamy naszej zewnętrzności - żeby osiągnąć sukces, być dobrym tatą, mamą. To jest bardzo dobre, ważne, ale nie najważniejsze. Często zapominamy o naszym duchu. Trzeba wejść w głęboką więź z Panem Jezusem, aby zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi. Zgłębianie Słowa Bożego, angażowanie się w życie Kościoła, korzystanie z sakramentów - moim zdaniem w to trzeba angażować się z takim samym natężeniem jak w naszych codziennych obowiązkach. Życie duchowe powinno napędzać codzienne nasze życie. Wtedy wszystko miałoby właściwy wymiar. Wiem, że jest to trudne. Zaufanie Panu Bogu, zdanie się na Jego wolę - łatwo powiedzieć, ale o wiele trudniej rzeczywiście tak żyć… Pan Bóg po to przyszedł na świat, abyśmy próbowali Go naśladować i nie zatracili życia wiecznego. Nie znaczy to, że przypadkiem nie wpadniemy w jakieś pułapki. Nawet jeśli tak się stanie - ale będziemy z Nim - On nas przez to przeprowadzi. On nas uzdrowi, uleczy, nie da nam zatracić życia wiecznego. Od razu chętnie Pan to wszystko przyjmował? Nie chciałem przyjąć tych darów, zamykałem się. Siła Kościoła przejawia się w tym, że jeśli przyjęliśmy chrzest, inne sakramenty, to nawet jeśli wcześniej byliśmy na bakier - każde, nawet minimalne otwarcie się na Niego daje potężne łaski. Zawsze możemy powrócić. Chrzest jest zaszczepieniem w nas życia wiecznego. W razie problemów wynikających z kruchości i słabości naszego jestestwa otrzymaliśmy na początku trzeciego tysiąclecia niezwykłą pomoc w postaci kult Bożego Miłosierdzia. Jest to dla nas podpowiedź, że nawet jak jesteśmy w bagnie, to Pan Jezus nas wyciągnie. Któregoś wieczoru kiedy dzwoniłam, telefon odebrała Pana żona. Powiedziała: "Mąż siedzi z dzieckiem nad matematyką". Czym dla Pana jest ojcostwo? Przyjście Klary było dla nas cudem. O dziecko staraliśmy się kilka lat… Wiedzieliśmy, że naturalną konsekwencją sakramentu małżeństwa, którym On nas złączył - jest pragnienie potomstwa. Mieliśmy bardzo dużo przeszkód, również duchowych… Dużo było naszej grzeszności jeszcze sprzed czasu nawrócenia, ale zły duch zawsze przegrywa z Panem Jezusem, z Duchem Świętym i z Kościołem. Zadania, które stoją przed nami to przekazać Klarci na ile można co to jest miłość. Wiemy, że miłości nie da się nauczyć, miłość trzeba świadczyć. Wierzę, że w tej miłości jesteśmy. Zapewnia nam to sakrament małżeństwa i relacja z Panem Jezusem. Nie wkurzam się, że Kościół źle robi to, czy tamto. Bo Kościół to też ja, a na siebie trudno na serio się wkurzać :) Dlaczego Kościół w Polsce jest (albo zdaje się być) w defensywie? Sporo słyszałem w ostatnich na ten temat wypowiedzi. Że Kościół po ’89 spoczął na laurach, że niepotrzebnie ta religia w szkołach, że stał się oblężoną twierdzą czy – wręcz przeciwnie – stał się zbyt otwarty, że księża tacy, biskupi owacy..... Są wśród nich diagnozy, z którymi do pewnego stopnia się zgadzam, są oceny, które uważam za zasadniczo błędne. Gorzko zauważam, że wypowiedzi, w których ostro wytyka się Kościołowi błędy lawinowo przybyło, gdy wywleczono na jaw przypadki księży-pedofilów. Szkoda, bo może należało reagować wcześniej. Ale w większości tych wypowiedzi – o młodych, powołaniach, pustoszejących kościołach, katolikach tradycyjnych i charyzmatykach – czegoś mi jednak brakuje. Za dużo w tym socjo- i psychologii z ich technikami. Za mało spojrzenia na problem oczyma wiary. Warto na przykład zauważyć, że wiara nie rodzi się (tylko) dzięki ludzkim zabiegom. Jest łaską. Łaską, której przyjęcie w dużej mierze zależy jednak od wolnej decyzji człowieka. Decyzji, którą utrudniają przecież – jak to mówił nasz Mistrz w przypowieści o siewcy – różnego rodzaju chwasty. Religijność, wiara, nie są dla dzisiejszego człowieka specjalnie atrakcyjne. Zwłaszcza dla młodych. Oni zwyczajnie myślą, że Bóg do niczego im nie jest potrzebny. No bo do czego, skoro tu na ziemi mu dobrze, a śmierć to perspektywa odległa? Jeśli nawet znajdziemy jakiś skuteczny sposób, by wiarę ożywić i doprowadzić do ponownego przepełnienia kościołów, to przecież najpewniej – jak uczy historia – nie stanie się to dzięki mądrości naszych ewangelizacyjnych czy katechetycznych zabiegów, ale raczej dzięki pomysłom, które Pan Bóg podsunie tym czy owym Bożym gorliwcom (którzy pewnie przejdą jeszcze przez ogień niezrozumienia i odrzucenia); ostatecznie dzięki Bożej łasce, bez której nasze zabiegi nic nie znaczą, a która zdziałać może cuda tam, gdzieśmy nie zrobili właściwie nic. Sam nie ośmieliłbym się chyba tak napisać, ale parę dni temu w tym duchu wypowiedział się emerytowany papież Benedykt. Przypomniał mianowicie, że parę miesięcy temu napisał obszerny tekst o genezie skandali nadużyć seksualnych w Kościele. I postawił w nim tezę, że głównym odpowiedzialnym za tę sytuacje jest zanik wiary w Boga. Tymczasem – jak przypomniał parę dni temu – ci, którzy jakoś szerzej się do jego tekstu ustosunkowali, tę akurat jego tezę zlekceważyli. Teologia bez Boga? Myślenie o Kościele w kategoriach czysto ludzkich? Ma Papież – Emeryt rację. To nie może przynieść sensownych rozwiązań żadnych bolączek trapiących współczesny Kościół i współczesny świat. Tak, nie ujmując niczego wierze każdego w wyznawców Chrystusa w Polsce myślę, że trzeba zacząć wierzyć. Naprawdę wierzyć. Z wszystkimi tego konsekwencjami. Samemu klękać przed Bogiem, na serio traktować wymagania Ewangelii – np. zasady Kazania na górze – i na serio traktować bliźniego: jako człowieka, nie element tłumu. Czy to zapełni kościoły? Pewnie nie. Ale tak damy szansę innym zobaczyć prawdziwego Jezusa. Jeśli Bóg, Ewangelia, człowiek będą dla nas tylko ideami czy koncepcjami, nie przyciągniemy nikogo. Bo wizja jaką niesie chrześcijaństwo nie jest dla sytego i zadowolonego z życia człowieka atrakcyjna. Pozostanie wtedy już liczyć tylko i wyłącznie na to, że Pan Bóg sam, bez nas, coś wymyśli.

nie do wiary powrót